środa, 15 lutego 2012

ROZDZIAŁ 27


Kolacja mijała na prawdę w świetnej atmosferze. Wszyscy śmialiśmy się do łez z żartów Lou. Moja Babcia powiedziała, że na Nią już czas i zaczęła się zbierać.
-Babciu zostań u nas na noc. - powiedziałam. - Tak dawno się nie widziałyśmy.
-Nie bój się koteńku, przyjdę jutro, albo mnie odwiedzicie. - powiedziała.
-Dobrze, ale odprowadzę Cię do domu.
-Nie trzeba. - zaśmiała się.
-Babciu nawet ze mną nie dyskutuj. Idę Cię odprowadzić i koniec kropka. - poszłam do przedpokoju i zakładałam moją kurtkę i buty.
-Uparta jesteś. - powiedziała.
-No ciekawe po kim, Babciu? - zaczęłam się śmiać. Niall podszedł do mnie i zapytał gdzie idę. Powiedziałam mu tę całą historię i ten zaczął się ubierać.
-Co Ty robisz? - zapytałam.
-Chyba nie sądzisz, że będziesz potem wracała sama. - powiedział.
-Niall proszę Cię.
-Nie ma żadne Niall proszę Cię tylko idziemy we trójkę. Twoja Babcia się chyba nie pogniewa? - uśmiechnął się.
Zapytałam Babci czy Nialler może iść z Nami, a ta powiedziała, że oczywiście i wyszliśmy we trójkę. Chłopcy bardzo polubili moją Babcię, bo była to na prawdę otwartą osobą. Mimo że nie zna angielskiego to jakoś z moją pomocą się dogadali. Wyszliśmy i było bardzo zimno, czyli tak jak zawsze jest w Polsce w listopadzie. Mój chłopak złapał mnie za rękę i szliśmy razem z moją Babcią.
-O której do Nas wpadniesz Babciu? - zapytałam.
-Nie wiem dziecko. Zależy jak się będę czuła. Jak nie dam rady to zadzwonię i wpadniecie do mnie. Zrobię Ci to Twoje ciasto Rafaello.
-Boże! Na prawdę!? Jezu to masz murowaną naszą wizytę jutro.
-Przyjdźcie wszyscy. Zrobię ze trzy blachy.
-Dobrze. - powiedziałam i uśmiechnęłam się do Babci.
Szybko doszliśmy do jej domu, bo nie mieszkała daleko.
-Zadzwońcie Dzieci, jak dojdziecie. - powiedziała Babcia.
-Nie zadzwonię, bo chcę jeszcze pokazać Niallowi jedno miejsce. - uśmiechnęłam się i puściłam jej oko. Babcia wiedziała o jakie miejsce chodzi.
-Dobra, ale nie za długo, pamiętaj. - przytuliła mnie do siebie i ucałowała mocno.
-Kocham Cię Babciu.
-Ja Ciebie też Koteńku. - pożegnałyśmy się i poszła do siebie.
Z Niallem szliśmy dalej za rękę, ale powiedziałam mu, że nie wracamy do domu.
-A gdzie chcesz iść?
-Zobaczysz. - puściłam oko i do końca naszej 'podróży' nic nie mówiłam.
Zaprowadziłam go nad rzekę, w moje ulubione miejsce, które znałam od dziecka. Babcia mnie tu przyprowadzała i nazwałyśmy go "naszym zakątkiem". Tu się jej zwierzałam, tu zawsze przychodziłam jak byłam smutna.
-Co my tu robimy? - zapytał Nialler.
-Chciałam Ci pokazać to miejsce. Jest dla mnie szczególne. Nikomu jeszcze go nie pokazywałam. Jesteś pierwszy. Nawet moje przyjaciółki nie wiedzą o tym jakie wielkie znaczenie ma dla mnie to miejsce. Tutaj zawsze mogę posiedzieć w ciszy, mogę się spokojnie wypłakać. Od dziecka je znam.
-Dziękuję. - powiedział i lekko musnął moje usta.
-Za co?
-Za to, że tak mi ufasz. Gdybyś tego nie robiła, nie zabrałabyś mnie tutaj. To dla mnie wiele znaczy. - powiedział.
-Kocham Cię, nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie ... - powiedziałam.
-Ja Ciebie też, najbardziej i tylko Ty się liczysz. - powiedział i czule mnie pocałował.
-Chodź wracamy do domu, bo jest zimno i ciemno. - powiedziałam.
-Dobrze.
Przez całą drogę szliśmy objęci i się śmialiśmy. Lubiłam te nasze ataki śmiechu. Gdy wróciliśmy do domu było jakoś po 24. Wszyscy jeszcze siedzieli i popijali wino. Nawet dziewczyny.
-No nareszcie nasze gołąbki wróciły. - powiedział Lou, a ja wybuchłam śmiechem.
-Oj tam, oj tam. - powiedziałam i podeszłam do niego żeby dać mu buziaka w policzek.
-Niall Ty masz prawdziwe szczęście. - powiedział Louis.
-Wiem. - wyszczerzył zęby mój Nialler i zaczął się śmiać.
Jakoś przed 2 wszyscy się rozeszli. Poszliśmy z Niallem do mojego pokoju na piętrze. Był zwyczajny.
-Żadna rewelacja. - powiedziałam, gdy wszedł.
-Łał.
-Co?
-Masz tyle książek. To niesamowite.
-Nie wiem co w tym niesamowitego, ale dzięki. Chodź idziemy spać, bo jestem zmęczona.
-Już idę skarbie.
-Ale pomożesz rozebrać mi łóżko. - zaczęłam się śmiać.
-Dobra. - wziął i rzucił mnie poduszką.
-Chcesz walki na poduszki? To proszę - wycelowałam w niego poduszką.
Okładaliśmy się jak małe dzieci. Gdy znaleźliśmy się w pozie gdzie on leży na mnie, nasze usta jak zwykle zatopiły się w słodkim pocałunku.
-Nie! Musimy rozłożyć łózko! - zaczęłam się śmiać.
-No już, już. - Niall też się śmiał.
Gdy rozłożyliśmy łóżko, gadaliśmy do rana. Nie wiem jak zasnęliśmy, ale długo też nie spałam. O 7 rano zadzwonił telefon. Myślałam co to za geniusz o tej porze dzwoni, bo numer był zastrzeżony.
-Słucham? - powiedziałam zaspanym głosem.
-Dzień Dobry, czy tu Pani Kamila? - zapytał jakiś facet.
-Tak, a o co chodzi?
-Nazywam się Max Speed. Jestem szefem w firmie, w której pracuje Pani Ojciec.
-Tak, o co chodzi? - momentalnie się obudziłam.
-Otóż, Pański Ojciec powiedział mi, że gdyby coś się działo mam dzwonić do Pani.
-Boże co się stało ?! - zamarłam.
-Pana Pawła postrzelono, nie wiadomo kto to. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. Leży w ciężkim stanie, nie wiadomo czy przeżyje dzisiejszy dzień. - momentalnie zbladłam. -Musiałem Panią poinformować. Mam dla Pani dwa bilety do Hiszpanii, żeby Pani przyleciała tutaj.
-Dobrze, na kiedy? - spytałam resztkami sił, a łzy zaczęły mi spływać po policzku.
-Samolot ma Pani dziś o 12 z Krakowa.
-Dobrze dziękuję. - rozłączyłam się i zaczęłam pakować walizki.
-Kamila co Ty robisz? - spytał zaspany Nialler
-Wylatuje do Hiszpanii. - powiedziałam
-Jak to? - spytał
Opowiedziałam mu o wszystkim.
-Z kim lecisz? - zapytał.
-Sama, a czemu pytasz?
-Masz dwa bilety. Więc czemu lecisz sama?
-A z kim mam lecieć?
-Ze mną. - odparł i zaczął się ubierać.
-Ale Ty nie możesz, masz koncert.
-Wiesz, że to jest ważniejsze niż koncert. Nie zostawię Cię teraz. - podszedł i mnie przytulił.
Oboje się spakowaliśmy i znieśliśmy walizki na dół. Obudziłam moją mamę i powiedziałam jej o wszystkim.
-Nie mów nic Tomasowi. - powiedziałam. -Nie teraz.
-Dobrze. - powiedziała.
Była już 9. Powoli się zbieraliśmy. Niall zadzwonił do chłopaków i im wyjaśnij wszystko. Oczywiście powiedzieli, że to jest oczywiste, że ze mną leci.
-Po drodze zadzwonię do Aliny i jej powiem o wszystkim. - powiedziałam Mamie.
-No masz rację. - przytuliła mnie do siebie.
Alina to była młodszą siostrą mojego Taty. Nie dawno urodziła córeczkę. Miałam z nią dobry kontakt, ale z moimi dziadkami nie. Nienawidziłam ich, za to jak potraktowali moją mamę. Ale to teraz nie ważne. Pakowaliśmy walizki do samochodu, gdy Tomas wybiegł i zapytał dlaczego jedziemy. Powiedziałam, że musimy jechać, bo to coś związane z rodzicami Nialla. A co mu miałam powiedzieć? Nie umiałam mu wyznać prawdy, choć na nią zasługiwał...
Po drodze zadzwoniła do Aliny i powiedziałam jej o wszystkim. Była wstrząśnięta, obiecałam jej, że będę z Nią w kontakcie.

6 godzin później.

Właśnie wylądowaliśmy. Na lotnisku czekał na nas szef mojego Taty.
-Najpierw zawieziemy Wasze rzeczy, a potem pojedziemy do szpitala.
-Dobrze. – odpowiedziałam.
Gdy po pół godzinie byliśmy w mieszkaniu mojego Taty zaczęłam płakać. Jeszcze nie dawno tu byłam i tak miło spędziliśmy czas. Przestałam się mazać i kazałam nas zawieść do szpitala. Gdy weszłam na salę, mój Tata żył, ale był podłączony do dziwnej aparatury. Oboje z Niallem się popłakaliśmy. Złapałam Tatę za rękę i powiedziałam:
-Jeśli mnie słyszysz to walcz, nie poddawaj się. Nie myśl o mnie, myśl o Tomasie, on Cię teraz potrzebuje.
Siedziałam tam całą noc. Cały czas tam byłam. Szpital to był mój drugi dom. Do mieszkania Taty szłam tylko po to, aby się przebrać. Wszystko straciło dla mnie najmniejszy sens ... 

4 komentarze:

  1. ale się porobiło. ;c

    OdpowiedzUsuń
  2. łzy mialam w oczach tez beksa niezła ze mnie. ale naprawde swietnie psizesz ten blog zawsze sie cos fajnego dzieje <3 ciesze sie z tych milosnych kawałkow kamili i nialla. wiecej ich ;d

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za miłe słowa ;)

    OdpowiedzUsuń