sobota, 24 marca 2012

ROZDZIAŁ 48


3 dni później

Te trzy dni spędzone tutaj, były na prawdę ciekawe i cudowne, ale pod dziś Niall zachowuje się dziwnie. Chciałam z nim porozmawiać w drodze do domu. Mam nadzieję, że mi się uda.
***
Brama cioci już zamknęła się za nami. Nie chciałam do razu pytać co się stało, z resztą on cały czas pisał z kimś smsy. Było mi przykro ..
-Co się dzieje? - spytałam w miarę spokojnie.
-Nic, znaczy muszę wyjechać wcześniej do Londynu.
-Dlaczego?! - spytałam osłupiała.
-Bo okazuje się, że mamy wcześniej jakiś koncert i musimy być w Chicago już za trzy dni. Jutro wylatuję ...
-Przecież ja nie wytrzymam bez Ciebie tych pięciu miesięcy. Jak Ty to sobie wyobrażasz? - zapytałam ni to z żalem ni smutkiem.
-Mi też jest ciężko, ale to jest moja praca, skarbie.. - dotknął mojego policzka, po którym spływała pojedyncza łza.
Do końca podróży siedzieliśmy cicho. Zastanawiałam się czy damy radę na tak długą odległość. Do domu weszłam bez entuzjazmu. Weszłam, powiedziałam wszystkim cześć i poszłam do swojego pokoju na górze. Położyłam się na łóżku i patrzyłam w sufit. Po kilku minutach wszedł Niall i mocno mnie przytulił.
-Mówię Ci, że damy radę. Zobaczysz, że te pięć miesięcy szybko zlecą.
-Ale czy my wytrwamy? Niall nie wiem czy jestem gotowa na taką rozłąkę.
-Teraz zobaczymy. Jeżeli przetrwamy to to przetrwamy wszystko. - ucałował mnie w nos.
Zeszliśmy na dół i pokazaliśmy wszystkim zdjęcia z Rytra i Wieliczki. Kilka trafiło na tt i fb. Resztę woleliśmy zostawić dla siebie. Wieczorem udaliśmy się na długi wieczorny spacer. Jak zwykle trzymaliśmy się za ręce.
-Nie dam rady bez Ciebie ... - powiedziałam.
-Dasz, jesteś najsilniejszą osobą jaką kiedykolwiek poznałem. - odparł mój chłopak.
-Nie przesadzaj. Kocham Cię - dałam mu namiętnego całusa.
-Mmm. Ja Ciebie też. - zaśmiał się. -Chodź wracamy do domu. - pociągnął mnie za rękę.
Do domu weszliśmy po ciuchu, bo była już 24. Poszliśmy do mojego pokoju i zaczęliśmy się całować i zrywać z siebie ubrania. W końcu tak nie wiele czasu nam zostało ...
***
Wstaliśmy wcześnie rano, o ile 40 minut snu można nazwać spaniem. Pomogłam Niallowi się spakować. Zajęło nam to do 11, potem jeszcze znowu zagościliśmy na chwilę w łóżku ....
Ubrani i gotowi zeszliśmy na dół, na późne śniadanie. Mama patrzyła się na nas i ciągle się śmiała. Domyśliłam się, że słyszała wszystko i tylko spłonęłam rumieńcem. Niall miał lot o 19, więc o 14 wszyscy do Nas przyszli. Mieliśmy jechać na dwa samochody. Majka prowadziła jeden, ja drugi. Wzięłam Range Rovera mojej mamy i jechali ze mną Niall, Liam i Wiki, a z Majką reszta. Po półtorej godzinie byliśmy na lotnisku. Ostatni raz ucałowałam mojego Blondaska i udałyśmy się z dziewczynami w kierunku wyjścia. Wszystkie ryczałyśmy jak głupie.
-Damy radę. - powiedziała Wiki.
Wszystkie popatrzyłyśmy na nią spode łba. Przecież wiedziała, że tak nie będzie.
Wsiadłam do samochodu, a ze mną Wiki. Anka pojechała z Majką. Bardzo brakowało mi bliskości, jaka zawsze była między mną a Wiktorią. Wiedziałam, że teraz to się zmieni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz